sobota, 22 lutego 2014

Whitley Strieber - Wilkołaki

   Mity i legendy o lykantropach towarzyszą człowiekowi od czasów starożytnych. Fenomen zmiennokształtności istoty ludzkiej w stworzenie przypominające wilka  znalazło do tej pory spore zainteresowanie w kulturze i sztuce. Motyw wilkołactwa w literaturze znacząco rozwinął się pod koniec średniowiecza oraz w XVI i XVII wieku, kiedy ilość opowiadań na ten temat, głęboko osadzonych w tradycyjnym folklorze Niemiec, Francji i Anglii, znacząco wzrosła. Dla wielu osób, które o wilkołakach dowiedziały się z filmu czy książki, kojarzą się one tylko i wyłącznie z człowiekiem mogącym przemienić się w przerośniętego wilka. Prawda jest jednak taka, że na przestrzeni wieków canis lupus sapiens przybierał różnorodne formy, również ducha bądź widma nawiedzającego spokojne prowincje Wielkiej Brytanii. Podobnie sprawa się ma w prezentowanej przeze mnie książce Wilkołaki autorstwa amerykańskiego pisarza Whitley Strieber. W jego powieści te wilcze potwory stanowią zupełnie odmienny gatunek. Nie są to obciążeni wiekuistą klątwą ludzie, nie są one wynikiem mutacji czy eksperymentów, nie są wytworem bezbożnej żądzy między dwoma różnymi gatunkami. Tutaj do czynienia mamy z wilkołakami wykształconymi w procesie ewolucji, stąpającymi po ziemi na równi z człowiekiem. Te krwiożercze bestie pałające chęcią mordu idealnie przystosowały się do życia wśród ludzi, którzy nie zdają sobie sprawy z tego, ile włochatych monstrów żyje wokół nich.
 
   Fabuła książki przenosi nas na ponure ulice nowojorskiego Brooklynu, gdzie dwóch policjantów patrolujących miejscowe złomowisko samochodów zostaje dosłownie rozszarpanych na strzępy. Do poprowadzenia tej sprawy zostaje przydzielona dwójka detektywów - Becky Neff oraz George Wilson. Jak to zazwyczaj bywa w takim przypadku Becky to młoda, utalentowana kobieta z ambicjami, idealnie nadająca się do tej roboty. Wilson z kolei to stary wyga - ponury glina, który na początku bardzo chłodno odnosi się do Neff, twierdząc, że kobiety i wydział zabójstw to totalny oksymoron. "Kobiety to z reguły beznadziejni policjanci, ale ty jesteś wyjątkowa. Nie jesteś beznadziejna, jesteś po prostu słaba" - między innymi takimi słodkimi tekstami ten policyjny weteran zagrzewa do boju Neff. Uroczo :)
   Co by jednak nie mówić, ta dwójka stanowi świetną parę. Ich metodyczność i zapał do pracy sprawiają, że są dużo lepsi od innych policjantów z NYPD. Dlatego też jako jedyni zaczynają węszyć głębiej w sprawie zamordowanych gliniarzy. Angażują w to każdego, kto mógłby im pomóc, łącznie z pewnym doktorem z Muzeum Historii Naturalnej. Wkrótce wszyscy zaczynają kojarzyć fakty i wpadają na trop, który roztacza przed nimi ponurą wizję oraz sprowadza na ich osoby niewyobrażalne do tej pory niebezpieczeństwo. 
   Wilkołaki zaskoczyły mnie bardzo pozytywnie. To jest naprawdę dobra książka - bez wahania mogę stwierdzić, że nawet jedna z lepszych, poruszających motyw wilkołactwa. Fabularny horror został tu przedstawiony bardzo dynamicznie. Książkę czyta się niczym scenariusz dobrego filmu akcji. Zdecydowanym pozytywem jest nie tylko sama historia stanowiąca główny wątek, ale również ciekawe i odpowiednio przedstawione sylwetki bohaterów, których wewnętrzną przemianę dane jest nam zaobserwować w miarę rozwoju fabuły. Interesująco prezentuje się również sama historia wilkołactwa, którą w starych bibliotecznych księgach zgłębia Carl Ferguson, wspomniany przeze mnie wcześniej pracownik MHN. Generalnie rzecz biorąc nie spodziewałem się aż tak dobrego horroru, podejrzewając, że ta książka będzie kolejnym, schematycznym i oklepanym przedstawieniem walki pomiędzy człowiekiem a wilkołakiem. Cieszę się jednak, że tak się nie stało, bo dzięki temu z czystym sercem mogę polecić tę pozycję każdemu fanowi literatury grozy.

Ocena: 7/10

Wilkołaki
Wyd. Rebis (1993)
Liczba stron: 318

Ta książka bierze udział w wyzwaniu Klasyka Horroru

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz