poniedziałek, 5 lutego 2018

Thunderwar - Black Storm


Bardzo podoba mi się kierunek, jaki od początku swojego istnienia obrał warszawski Thunderwar. Kwartet ze Stolicy postanowił bowiem nie nie iść tą samą drogą, co zdecydowana większość współczesnych młodych, polskich kapel stawiających swoje pierwsze kroki na undergroundowej scenie ekstremalnej wybierając black/death metalową symbiozę. Zamiast tego ich domeną stała się ciekawa forma death metalu, w której klasyka gatunku łączy się ze szwedzkimi wpływami, dając w rezultacie brzmienie jednocześnie mocno oparte na agresji, jak również posiadające silnie rozwiniętą warstwę melodyjną.

Wydany w grudniu 2016 roku nakładem Witching Hour Productions Black Storm uderza od pierwszego utworu pokazując, że warszawskie chłopaki wiedzą jak powinien brzmieć porządny album. Muzyczna maniera łącząca w sobie zalety Vader czy późnego Carcass spotkała się z wyrafinowanym splotem szwedzkiego brzmienia, które najlepiej słyszalne jest podczas melodyjnych wstawek czy też w samych solówkach, jakich nie powstydziłyby się zespoły z o wiele dłuższym stażem scenicznym.

Black Storm należałoby rozpatrywać pod kątem albumu, w którym muzyczna agresja nie jest wyładowywana stopniowo. Na pierwszym długograju Thunderwar dochodzi bowiem do jej ucieleśnienia niemalże od pierwszych chwil, aż do samego końca, przy czym nie oznacza to, że zespół nie zachował odpowiedniego balansu i zrównoważenia. Fragmentów bazujących na średnich tempach jest całkiem sporo. Są one jednocześnie nie tylko elementami nadającymi albumowi dodatkowego klimatu, lecz również w znacznej mierze stanowią o większym zaawansowaniu podczas procesu tworzenia kolejnych utworów. Paradoksalnie, to dzięki nim Black Storm wydaje się pełniejszy i technicznie doprecyzowany. Wynika to z kwestii bardzo spójnej, jednostajnej formy muzycznej, która mogłaby zdawać się niektórym nieco nużąca. Faktem jest bowiem, że na debiutanckim albumie Thunderwar brak jest wyraźnego, silnie zaakcentowanego zróżnicowania pomiędzy kolejnymi kompozycjami. Nie jest to cecha zła, bo świadczy o tym, że album można by potraktować jako określoną, przelaną "na papier" koncepcję muzyczną, z tym tylko, iż gdzieś po drodze zabrakło ostatecznej kropki nad "i". Pewnych rzutujących na całość wyznaczników poszczególnych utworów.

Nie zmienia to jednak faktu, że całościowo Black Storm to album dobry, świeży, zrobiony z przytupem, ale przede wszystkim z nieszablonowym podejściem. Jest w nim zarówno zaciętość charakterystyczna dla kontynentalnego brzmienia z lat 90., jak i ujęta melodycznie szwedzizna odwołująca się do wczesnych dokonań Amon Amarth czy melodyjnych linii Dissection. W połączeniu z wokalem na poły prezentującym ryk Johna Tardy i Martina von Drunen'a debiut Thunderwar prezentuje się nad wyraz solidnie, dając nadzieję na kolejne, jeszcze lepsze dokonania. 

Ozdobą całości jest oczywiście warstwa graficzna, w której nie zabrakło zarówno logosa autorstwa Christophe Szpaldel'a, jak również świetnego artworka spod pędzla Elirana Kantora.

Wersja winylowa została wydana na standardowym, sto czterdziesto gramowym dwunastocalaku zamkniętym w gatefoldzie. Pierwszych sto kopii albumu zawiera dodatkowy plakat.
_____________________________________________________________________________








Brak komentarzy:

Prześlij komentarz