niedziela, 14 stycznia 2018

Malevolent Creation - Eternal


Gdybym miał wybierać zdecydowanie najgorzej wydaną reedycję jakiegokolwiek albumu który posiadam, to bez wahania wskazałbym właśnie ten. Eternal od Malevolent Creation w wydaniu wypuszczonym przez Metal Mind w roku 2008 jest przykładem absolutnego braku profesjonalizmu czy wręcz głupoty osób, które zajmowały się jego "złożeniem". W końcu o zawartość muzyczną ludzie z MM nie musieli się martwić, bo Eternal to w moim subiektywnym odczuciu jeden z najlepszych i najmocniejszych strzałów starych death metalowców z Florydy. Muzyczna zawartość niknie tutaj jednak w zderzeniu z absurdalnością tegoż wydania. Dość powiedzieć, iż od czasu zakupu "tego czegoś" zupełnie inaczej - o wiele uważniej i ostrożniej - zacząłem podchodzić do wszelkich limitowanych wydań. Ale po kolei.

Zacznę może od drobnego, osobistego stwierdzenia, że nienawidzę digipaków. Do dziś, niezmiennie od wielu lat, uważam, że to najgorsza forma wydawania albumów. Pal licho fakt, że większość z tych marnej jakości pudełeczek potrafi się rozlecieć, rozkleić, wystrzępić nawet wtedy, gdy dba się o nie jak o dziecko, nie rzuca gdzie popadnie, a na regale stawia tylko obok innych tego typu formatów. Bardziej chodzi mi o fakt, że digipak, który z założeń projektowych i szacunków ekonomicznych miał być w istocie sposobem na realną redukcję cen za pojedynczy album, zupełnie nie spełnia swojej roli. Obecnie standardową jest sytuacja, że digipak potrafi kosztować więcej od odpowiednika w normalnym jawel'u, nie zawierając absolutnie żadnej dodatkowej zawartości (sic!). W każdym razie - no po prostu nie znoszę tego dziadostwa.

Wracając jednak do omawianego albumu, to zakupiłem go w chwili, gdy byłem niezwykle łasy na wszystkie tego typu limitowane wydania, jakich coraz więcej zaczęło pojawiać się na rynku. Poza tym miałem tu do czynienia z jedną ze swoich ulubionych kapel z Florydy. Nie zastanawiałem się więc długo nad kupnem tej wersji, choć z początku odrzuciła mnie widoczna gołym okiem bieda tego wydania (co z tego, że złoty krążek, limit 2000 sztuk etc., skoro digipak był chudy jak barszcz). Niemniej jednak kilka minut później zdzierałem już folię, by ów złoty krążek wydobyć i przyjrzeć się nie tylko jemu, lecz również bookletowi (głupi myślałem, że skoro to limitowane wydanie, to będę miał do czynienia z rozszerzonym w stosunku do pierwotnej wersji layoutem - jakieś zdjęcia zespołu, fragment archiwalnego wywiadu, etc.). Mówiąc natomiast o booklecie dochodzimy do największej beki związanej z tym konkretnym wydaniem. Wydaje mi się, że ktoś z Metal Mind'u odpowiedzialny za reedycję Eternal był przez cały czas jej tworzenia na srogim kacu, zlecając robotę jakiemuś uczniakowi, a sama firma wypuszczając na rynek "to coś" miała nastawienie typu "Masz i się ciesz i dawaj mnie hajs!". Booklet bowiem - ta licha, wydana w jednostajnej, monotonnej tonacji książeczka - cechuje się tym, że znajdujące się w niej teksty piosenek zostały tam umieszczone zupełnie od czapy. Nie ma tam ANI JEDNEGO tekstu Malevolent Creation! Co gorsze, odpowiedzialna za przytoczenie warstwy lirycznej Eternal osoba próbowała chyba znaleźć treść utworów na jakimś malezyjskim forum! I wcale nie robię sobie w tej chwili jaj, bo rzut oka na zdjęcie poniżej będzie na to wystarczającym dowodem. 


Dręczy Was czasem uczucie zażenowania w chwili, kiedy to nie Wy jesteście w centrum uwagi robiąc z siebie idiotę, a mimo to czujecie się po prostu głupio? Możecie więc sobie wyobrazić jak bardzo źle czułem się z myślą, że ktoś inny, w tej samej chwili, może przymierzać się do zakupu dokładnie tego samego krążka. Z zupełnie irracjonalnych powodów było mi najzwyczajniej w świecie wstyd. Specom z Metal Mind, którzy wypuścili na rynek "to coś", chyba nie bardzo.

______________________________________________________________________________




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz