Algernon Blackwood, jako mistrz grozy
opartej na koncepcji fabularnej skupionej wokół motywu starcia człowieka i
Natury, w bardzo dosadny sposób zaprezentował ów motyw w swoim Wyznaniu.
Opowiadanie to nie jest jednak typowym przykładem, gdzie zamysł sił natury
górujących ponad wątłym i pozbawionym wszelkich szans człowiekiem, jest
widoczny na pierwszy rzut oka. O Wyznaniu napisać można bowiem jako o
historii, w której szaleństwo jednostki potęgowane jest poprzez zewnętrzne
wrażenia tworzone przez złowrogą, zdałoby się, naturę.
Motyw przewodni którym Brytyjczyk raczy nas od początku, a którym jest wspomniana wyżej niepoczytalność, czy też mentalne zachwianie, mężczyzny próbującego odnaleźć się w świecie na nowo po rehabilitacji w zamkniętym zakładzie, prowadzony jest w taki sposób, iż odbiorca z każdym kolejnym krokiem daje się porwać nurtowi szaleństwa. Wkraczający w gęste opary londyńskiej mgły człowiek "prowadzi" nas w świat swojego osamotnienia i zagubienia, gdzie cel wędrówki, choć przecież mu znany, zdaje się oddalać z każdym kolejnym krokiem. Być może osamotnienie głównego bohatera wcale nie byłoby takie dojmujące, a uczucie zagubienia nie pojawiłoby się w ogóle, gdyby nie przytłaczająca mgła, która niczym ściana blokuje i zaburza postrzeganie przez niego świata zewnętrznego.
Mgła występująca w Wyznaniu jest czynnikiem bezpośrednio odpowiedzialnym za wprowadzenie do
historii nastroju niesamowitości i grozy. Tworzący się dzięki niej
klaustrofobiczny klimat, przez który to, co znane, skryte zostało przez
siły natury, podkreśla i wzmacnia rodzące się w głównym bohaterze szaleństwo, w
które brniemy razem z nim. Rzeczywistość miesza się w tym przypadku z rodzącymi
się wyobrażeniami, czy otaczający protagonistę świat jest realny, czy też należałoby
podważyć istnienie jego bądź postaci, które co rusz wkraczają w przestrzeń
bohatera. Wyłaniający się znikąd ludzie, zdający się być raczej cieniami
skrytymi przez mglisty woal, krążą wokół niego, osaczają go,
wprowadzają nerwową atmosferę przeradzającą się w jak najbardziej realne
przerażenie. Wynikiem tego panicznego lęku jest proces myślowy protagonisty,
poprzez który osoby go otaczające zostają w bardzo dosadny sposób odhumanizowane.
Stają się tylko „istotami” – pędzącymi przed siebie bytami o nieznanej naturze
i sobie tylko znanych zamiarach. Wywołują w kroczącym ulicami Londynu
mężczyźnie uczucia sprzeczne w stosunku do tych, jakie towarzyszyły mu tuż po
opuszczeniu przez niego dworcowej stacji. Myśl o dojmującym osamotnieniu niknie
bowiem w starciu z przerażeniem przed nieznanym. Samotność jawi się nagle jako
pragnienie; sposób na ucieczkę przed niewyraźnymi, nieludzkimi bytami.
Wędrówka głównego bohatera to pełna
niepokoju i cierpienia droga bez końca. Można w niej odczytać motyw bezkresnej
tułaczki, niekończącego się podążania za celem, który choć tkwi w myślach, to
jednak jest niewidoczny nawet na przysłowiowym horyzoncie. Jest to w moim
subiektywnym odczuciu bardzo nietypowa forma prawdziwego „piekła na ziemi”,
gdzie do świata realnego zostaje wprowadzona znana z niektórych podań forma
miejsca ostatecznego potępienia, tudzież czyśćca, jako krainy wielkiego osamotnienia, lęku i niekończącej
się agonii świadomości o bezsensie poszukiwań ostatecznego celu.
Blackwood nie kończy jednak swojego
opowiadania na bezkresnej wędrówce. Daje on zarówno głównemu bohaterowi, jak i
czytelnikowi, drobną iskrę nadziei objawiającą się w postaci tajemniczej
kobiety, później zaś przenosząc całą historię w bezpieczne, na pozór,
ściany starego domu. To „światełko w tunelu”, „nowa nadzieja”, jest jednak
tylko iluzoryczna. Można by było powiedzieć, że wprowadzając pewne novum w
drugiej części opowiadania, Blackwood nie tylko stwarza mrzonkę o szczęściu, lecz przede
wszystkim wyśmienicie bawi się stopniowo niszcząc ją aż do końca. Wyznanie, w swej drugiej
i zarazem finałowej części, jest pokazem przewrotności losu, gdzie przerażenie
generowanie poprzez rozmyślania nad tym co nadprzyrodzone, nad tym co
niebezpieczne, a skryte, odsuwa się na dalszy plan przez wydarzenia jak
najbardziej realne. To one wprowadzają do historii odpowiednią dawkę makabry,
by w końcowym rozrachunku spowodować, iż główny bohater z prawdziwą ulgą
zatapiać się będzie w niosącą anonimowość i bezpieczeństwo mgłę nie wiedząc, że rodzące się w jego umyśle poczucie ulgi wkrótce zostanie zdruzgotane.
Przewrotność fabuły kolejnych wydarzeń,
jak i samego finału opowiadania jest bardzo złożona, a jednocześnie stawiająca
czytelnika przed zadaniem sobie samemu pytań o fundamentalnym znaczeniu. Niesamowitość którą
Blackwood wprowadził może bowiem wiązać się z realnymi wydarzeniami, a jej
rdzenia upatrywać należy w marach chorego psychicznie człowieka. Równocześnie może dojść do
zakwestionowania przez czytelnika rzeczywistości, poprzez skupienie się na prawdziwie
występującym, nadnaturalnym aspekcie opowiadania, w którym zdrowie psychiczne
protagonisty nie ma zasadniczego wpływu na całość zaprezentowanej fabuły.
P.S. W grudniu 1947 roku, w brytyjskim programie radiowym Escape, zostało nagrane słuchowisko na podstawie wzmiankowanego opowiadania. Można je pobrać pod niniejszym linkiem:
http://www.escape-suspense.com/2008/03/escape---confes.html
______________________________________________________________________________
http://www.escape-suspense.com/2008/03/escape---confes.html
______________________________________________________________________________
Tchnienie grozy
Wydawnictwo Poznańskie, 1974
Zdjęcie w nagłówku to Lincoln’s Inn Fields ze zbiorów Fred Morley/Fox Photos / Getty Images.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz